W ostatnią środę gościliśmy w Zespole Szkół nr 2 w Chełmnie panią Krystynę Nadolną, więźniarkę niemieckich obozów pracy w Toruniu i Potulicach. Pani Krystyna opowiadała młodzieży o swoich przeżyciach z czasów II wojny światowej, kiedy to jako kilkunastoletnia dziewczyna, wraz z mamą, siostrą i bratem, została wypędzona 28 października 1941 r. z ich gospodarstwa we wsi Skórzewo i przewieziona do obozu w Toruniu tzw. „Szmalcówki”, a następnie do Potulic niedaleko Bydgoszczy. Tak zaczęła się gehenna pani Nadolnej, która trwała aż do stycznia 1945 r.
Pani Krystyna miała rozpocząć edukację w chełmińskim gimnazjum we wrześniu 1939 r., aby potem móc kształcić się w zawodzie nauczycielskim. Niestety wybuchła wojna i pokrzyżowała jej ówczesne plany. Swoją opowieść o życiu w niemieckich obozach nasz gość rozpoczął od zobrazowania warunków w toruńskiej „Szmalcówce”, gdzie w latach 1940-1943 mieścił się hitlerowski obóz przesiedleńczy, zmieniony po marcu 1941 r. w obóz stały. Przez ten obóz przewinęło się około 12 tyś. osób, z czego zmarło 515 (jest to imienna liczba ofiar obozu,którą udało się ustalić), choć można się zetknąć również z liczbą około 1000 ofiar. Wśród zabitych było aż 317 dzieci. Największą liczbę ofiar pochłonęły epidemie: odry, tyfusu, duru brzusznego i dyfterytu, których Niemcy nie potrafili, lub nie chcieli w odpowiednio krótkim czasie opanować. Również pani Nadolna zachorowała podczas epidemii duru brzusznego. Jeden z więźniów „Szmalcówki” tak opisał warunki w obozowym szpitalu: „Byłem na oddziale dziecięcym świadkiem smutnego losu czteroletniego chłopczyka, wycieńczonego chorobą i głodem do tego stopnia, że przez skórę bardzo odznaczały się jego kości. Chłopiec gorączkował i pragnął pić. Przez ledwie rozchylone usta wołał do pielęgniarki: - Siostro, pitku… pitku kawy… Ale pielęgniarka przeszła obok, jakby go nie słyszała. - Niech Bozia mnie zabierze – prosiło dziecko jeszcze wieczorem. - Chcę do mamy… Zasnął i potem już się nie obudził. Rano skulony w śmierci, drobny, prawie goły szkielet dziecięcy wyniesiono do trupiarni” (H.W. Klimek, Czas utraconego dzieciństwa 1939 -1945). Opisując warunki życia i wyżywienie w obozie, pani Krystyna powiedziała m.in., iż „Więźniowie chodzili smutni i przygnębieni ogromem nieszczęścia, jakie ich spotkało. Zupy były cienkie, jałowe, często bez kawałka ziemniaków, a także gotowane na psim mięsie”. Po pobycie w Toruniu pani Nadolna trafiła do obozu w Potulicach, którego liczbę ofiar ocenia się na około 1300, z czego podobnie jak w Toruniu większość bo aż 767 to dzieci. W Potulicach pani Krystyna była wykorzystywana przez Niemców do prac polowych w niemieckich gospodarstwach, a także do pracy w fabryce samolotów. Jako jeden z najcięższych okresów pobytu w Potulicach wspomina przebywanie za karę w bunkrze i karnej kompani przez 24 dni. W bunkrze tym było bardzo zimno, mokro i roiło się od szczurów, które potrafiły z kieszeni więźnia, który na chwilę zmrużył oczy wyjąć i zjeść pozostawiony na rano kawałek chleba. Swoje wstrząsające wspomnienia pani Nadolna opisała w książce pt.” Moje przeżycia w hitlerowskim obozie w Toruniu i w Potulicach”.
Materiał: Piotr Sołtysiak
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu e-chelmno.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz